Odsłaniamy kolejną, jakże ciekawą historię związaną z naszym miastem. Niewiele osób o niej wie, ale pamięć trwa. To historia młodego jaworznickiego lotnika, który zginął w 1939 r. w podniebnej walce z niemieckimi messerschmitami, w czwartym dniu napaści Niemiec na Polskę.

Był 4 września 1939 roku. Bazujący na lotnisku w Kucinach koło Aleksandrowa Łódzkiego, III Pluton 212. Eskadry Bombowej otrzymał zadanie zbombardowania niemieckich kolumn zmotoryzowanych w rejonie Wielunia.

Do akcji przystąpiła formacja trzech samolotów typu ŁOŚ, znakomitych bombowców, jednych z najnowocześniejszych samolotów wojskowych, skonstruowanych przez inż. Jerzego Dąbrowskiego. Wkrótce po starcie klucz został zaatakowany przez osiem messerschmittów. Łoś z nr bocznym 72.43 dowodzony, por. obs. Kazimierza Żukowskiego, był dwukrotnie ostrzeliwany przez trzy niemieckie samoloty. Robił uniki w górę, w dół, był jednak bez szans. Samolot został zestrzelony nad wsią Ślądkowice i upadł na pole Stefana Dychto. Zginęła cała załoga: por. obs. Kazimierz Żukowski, sierż. pil. Józef Siwik, kpr. Aleksander Stempowski i kpr. Władysław Kramarczyk (młody lotnik z Jaworzna).

Szybowcowe fascynacje

Władysław Dominik Kramarczyk miał 22 lata, kiedy zginął. Urodził się 23 listopada 1917 r. w Jaworznie, w dzielnicy Bory, przy ulicy Granicznej. Był najstarszy z trojga rodzeństwa Jana (pracownika kopalni Sobieski) i Elżbiety Kramarczyków. Rodzice byli członkami Stowarzyszenia Katolickiego “Przyjaźń Jaworznicka”, a on sam należał do Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży w Jaworznie. Ukończył Szkołę Powszechną w Jaworznie.

władysław-kramarczyk

fot. Archiwum rodzinne | Władysław Kramarczyk, 10 V 1939 r.

Jego fascynacja lotnictwem zaczęła się tuż za domem. Na wzgórzu obok kopalni Sobieski Aeroklub krakowski urządził letnią wyrzutnię startową dla szybowców (w latach 1920-1935). Przy dobrych warunkach szybowce lądowały na pastwiskach w Borach, niedaleko domu Kramarczyków.

Z Jaworzna do Bydgoszczy i Warszawy

Dla młodych ludzi, łaknących przygody, takie doświadczenie nie pozostało obojętne. Zaraz po lekcjach Władysław biegał do koła modelarskiego i z innymi dziećmi budował latające konstrukcje napędzane aptekarską gumką. Ze swoim kuzynem Karolem Hajskim budował modele szybowców i testował je na rozległych łąkach w Borach. Gdy wreszcie skończył podstawówkę, ubłagał rodziców, żeby pozwolili mu zapisać się do bydgoskiej Szkoły Podoficerów Lotnictwa dla Małoletnich. Miał wtedy 16 lat, wspierał go w tym marzeniu jego wuj, który służył w lotnictwie w Krakowie.

Po kilku latach nauki Władysław był już kapralem o specjalności strzelec-radiotelegrafista i został przydzielony do I Pułku Lotniczego w Warszawie, do eskadry bombowej dwusilnikowych samolotów Łoś. Stamtąd, wraz z innymi pilotami, został wysłany do zbombardowania niemieckich kolumn pancernych.

Bezimienny grób, później pomnik

Z załóg trzech maszyn ostrzeliwanych przez messerschmitty przeżyło czterech lotników uratowanych przez miejscowych. Ciała pozostałych zostały pochowane.

Zebrano szczątki trzech lotników, posłano furmanki do Pabianic po trumny. W Dłutowie, w domu Konstancji Łakomiakowej wito wieńce. Przy demontażu ogona samolotu znaleziono jeszcze jedne zwęglone zwłoki – tylnego strzelca. Nie było czasu na poszukiwanie czwartej trumny, więc pochowano go z innym lotnikiem. 5 września odbył się na miejscowym cmentarzu pogrzeb lotników z udziałem licznych mieszkańców Dłutowa i okolic. Na wspólnej mogile postawiono dębowy krzyż – podaje kronika gminy Dłutów (1997, nr 2).

pierwszy-pomnik

fot. Marta Kramarczyk | Pierwszy pomnik – lata 60.

I tak, tragicznie zmarli lotnicy spoczęli w bezimiennym grobie, bo nikt z miejscowych nie znał wówczas ich tożsamości.

W latach 60. minionego stulecia na mogile postawiono pomnik z napisem: “Bohaterom Lotnikom Poległym za Ojczyznę w 1939 r. Cześć ich pamięci”.

Jeszcze w czasie okupacji rodzina lotnika Władysława Kramarczyka otrzymała informację o jego śmierci, ale nie znała miejsca pochówku.

Matka tuż po wojnie jeździła w okolice Pabianic w poszukiwaniu grobu brata. Do końca nie miała jednak pewności, gdzie on jest pochowany – pisał w liście z 1979 roku brat lotnika, Kazimierz Kramarczyk.

Do 1976 roku mieszkańcom Dłutowa nieznane były nazwiska poległych lotników. Dopiero dzięki spotkaniu z jednym z uratowanych pilotów, Feliksem Mazakiem, udało się potwierdzić przez archiwum w Londynie tożsamość wszystkich lotników spoczywających na dłutowskim cmentarzu.

Rozmawiałam wówczas z panem Mazakiem, mówiąc, że to tak żal, iż ci młodzi chłopcy leżą w bezimiennym grobie. Każdy z nich miał rodziców, rodzeństwo i należałoby ich poinformować – powiedziała Barbara Szymańska, mieszkanka Dłutowa.

Wraz z siostrą Ewą Mokulską zamieściły ogłoszenie w “Przekroju”, prosząc wszystkie osoby, a szczególnie rodziny zmarłych lotników o kontakt. We fragmencie anonsu czytamy:

“Chciałabym, żeby grób ten nie był dłużej bezimienny. Należy im się to od nas, których wtedy osłaniali”.

Nie było wątpliwości, że w tej mogile znajdują się zwłoki lotników, co miejscowi potwierdzili na podstawie zdjęć pokazanych przez rodziny. Dzięki notatce w “Przekroju” i zaangażowaniu sióstr, w pierwszą niedzielę września 1979 roku, 40 lat po tragedii, przy grobach lotników spotkały się rodziny wszystkich zestrzelonych żołnierzy. O wydarzeniach z 4 września 1939 r. opowiadał im Feliks Mazak. To był wzruszający i ważny moment w życiu wszystkich – odnalezienie grobu bliskich. Niestety, rodzice jaworznickiego lotnika nie doczekali tego momentu. Ojciec zmarł w 1945 r., a matka w 1979 r.

Pamięć najbliższych

Od 1979 r., w każdą pierwszą niedzielę września rodziny lotników przyjeżdżają do Dłutowa, gdzie uczestniczą razem z miejscowymi w mszy świętej i uroczystościach upamiętniających to wydarzenie. W 1981 r. udało się umieścić ufundowaną przez rodzinę poległych i mieszkańców gminy płytę z nazwiskami pochowanych w grobie lotników, którą zmieniono na nowszą w 2006 r. W 2002 r. jedyna Szkoła Podstawowa w Dłutowie przyjęła nowych patronów i nosi miano Lotników Września 1939 roku. Jej uczniowie corocznie uczestniczą w uroczystościach. A w 2009 roku na terenie lasów dłutowskich odsłonięto pamiątkowy obelisk zestrzelonego 4 września 1939 samolotu bombowego PZL P.37 B Łoś (72.16) z 212. Eskadry Bombowej.

nowy-pomnik

fot. Wiesław Leda | W 2006 roku ufundowano poległym nowy pomnik

Z inicjatywy śp. Stanisława Kramarczyka (kuzyna lotnika), wówczas prezesa Stowarzyszenia Katolickiego “Przyjaźń Jaworznicka” w 60. rocznicę tragedii do Dłutowa przybyli również mieszkańcy Jaworzna i orkiestra górnicza pod batutą Jana Ostrowskiego.

Z biegiem lat liczba uczestników maleje, jednak dzięki żyjącym członkom rodziny zmarłego lotnika (m.in. Wiesławowi Ledzie), którzy nie tylko kultywują tradycję i jeżdżą na grób krewnego, ale też archiwizują zdjęcia i dokumenty, pamięć o nim przetrwa jeszcze długie lata.

Tekst: Ewa Szpak

Zobacz także: