Kamil Maliszewski, wokalista zespołu Jerry’s Fingers, który ma na koncie liczne nagrody i występował na najważniejszych festiwalach bluesowych w kraju (m.in. Rawa Blues Festival, Polish Boogie Festival, Rock’n’Road Rockabilly Festival), nagrał koncertową i dwie studyjne płyty. Rozmawialiśmy z artystą po fenomenalnym koncercie, jaki Jerry’s Fingers dali podczas niedawnych Dni Jaworzna

Lubicie grać przed jaworznicką publicznością?

No pewnie, że tak! To jest nasz dom, nasi znajomi. Zawsze z chęcią pojawiamy się w Jaworznie i staramy się, razem z naszą publicznością, dobrze się bawić.

Kiedy znowu się pojawicie w Jaworznie?

Jesteśmy otwarci na kolejny jaworznicki koncert. Mamy nadzieję, że wydarzy się niedługo.

Jakie macie plany na najbliższy czas?

Chcemy zasiąść nad nowym materiałem. Ograniczamy ilość koncertów. Uzupełniliśmy nasz repertuar o kilka nowych utworów i chcemy bardziej popracować nad autorskim materiałem na płytę.

Wiadomo kiedy to będzie?

Nie, to jest jeszcze w powijakach. Kiedy materiał nabierze już kształtu na pewno się tym pochwalimy.

A co z festiwalami, bo często pojawiliście się na imprezach bluesowych w Polsce?

Ograliśmy w tym roku większość. Czekają nas jeszcze dwa: w Człuchowie i w Toruniu. Pojedziemy tam z największą przyjemnością i zakończymy tegoroczne festiwalowanie.

Wasz repertuar musi być z angielskim tekstem?

Zastanawialiśmy się kiedyś nad tym i uważamy, że rock’n’roll lepiej brzmi z angielskim tekstem, stąd się przecież wywodzi.

Kto jest odpowiedzialny za teksty?

Wspólnie je piszemy.

Tłumaczycie je z polskiego czy od razu piszecie w języku Szekspira?

Piszemy od razu. Według nas angielski jest troszkę bardziej melodyjnym językiem.

Rock’n’roll wymaga tekstów ambitnych?

Nie, mniej ambitnych, bardziej rozrywkowych, no i spełniamy się w tej angielskiej wersji.

Rozmawialiśmy po wydaniu waszej pierwszej płyty i mówiliście, że szukacie jeszcze swojej drogi. Znaleźliście ją już chyba?

Znaleźliśmy, ale wyobraź sobie, że ostatnio zaczęliśmy wjeżdżać w country. Kilka utworów wdrożyliśmy w tym stylu. Cały czas staramy się rozwijać, nie zostajemy przy jednym stylu. Ale chcemy też utrzymać charakterystyczne brzmienie harmonijki i saksofonu, które jest unikatowe w tego typu muzyce.

Wolicie wielkie sceny i otwarte imprezy czy mniejsze, klubowe?

Raczej te małe, klubowe. Jest lepszy kontakt z publiką, czujemy się bardziej swojsko.

Ale festiwale wymuszają granie na dużych scenach. Macie większą przestrzeń.

Tak, ale w takich sytuacjach trudniej osiągnąć fajną akustykę, gorzej się słyszy. Co prawda, lubię też klimat dużej sceny, bo jest gdzie się rozpędzić, zabawić się. Ale jednak wolimy granie klubowe.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał: Dawid Litka

Zobacz także: